Christian Petzold, reżyser filmu „Mirrors No. 3”: „Mój film musiał być prosty jak western”

Christian Petzold, mający 64 lata, przebył długą drogę od czasu swoich pierwszych filmów fabularnych, zrealizowanych pod szyldem Szkoły Berlińskiej, młodego pokolenia surowych i krytycznych niemieckich filmowców.
Dziś jego filmowe opowieści sięgają granicy między rzeczywistością a snem. W filmie „Mirrors No. 3” , pokazanym w maju na festiwalu Filmmakers' Fortnight w Cannes, czteroosobowej fudze, kontynuuje współpracę z aktorką Paulą Beer. Gra ona Laurę, studentkę gry na pianinie, która przeżywa wypadek samochodowy i szuka schronienia u sąsiadki (Barbary Auer). Na naszych oczach odbudowuje się dom, ale skrywa go cień.
Spotkanie w małym, dyskretnym hotelu na lewym brzegu Paryża, pośród fali upałów, pod płonącym szklanym dachem, z przebiegłym uśmiechem na twarzy reżyser zabiera nas w podróż przez zawiłości dzieła, które na pierwszy rzut oka jest proste, ale w głębi oszałamiające.
Tytuł „Miroirs No. 3” pochodzi z utworu fortepianowego Maurice'a Ravela. Skąd to zapożyczenie?Kiedy zaproponowałem ten tytuł, spotkałem się z burzą protestów: wszyscy byli przeciw. Zagroziłem więc, że zrobię coś gorszego, nazywając film „Chanel No. 5” [śmiech] ! To utwór, którego słuchałem pisząc scenariusz. Ma podtytuł „Łódź na oceanie” . Ten obraz utkwił mi w pamięci. Zwłaszcza w pierwszej scenie, w której bohaterka spotyka na brzegu rzeki kajakarza ubranego na czarno – obraz śmierci.
Pozostało Ci 76,86% artykułu do przeczytania. Reszta jest zarezerwowana dla subskrybentów.
Le Monde