Nowy <em>Superman</em> uwikłany w kilka kontrowersji naraz. Ktoś to wszystko przewidział.

W tym artykule znajdują się spoilery nowego Supermana .
W filmie Jamesa Gunna „Superman” , Clark Kent, Ostatni Syn Kryptonu, musi walczyć z gigantycznymi potworami, innymi superludźmi i armiami opancerzonych żołnierzy szturmowych – wiecie, takie tam. To hashtagi go wkurzają.
Naiwnie zgadzając się na wywiad z Lois Lane, swoją koleżanką reporterką z Daily Planet, Clark Kent (David Corenswet) używa głosu Supermana i pozwala Lois (sprytna Rachel Brosnahan) włączyć dyktafon. Jak dowiedzieliśmy się chwilę wcześniej, Lois jest również sekretną dziewczyną Clarka i jest w pełni świadoma jego podwójnej tożsamości, ale wymiana zdań szybko staje się drażliwa. Lois nie pozwoli, aby jej własne romantyczne uczucia stanęły na drodze jej własnym obowiązkom dziennikarskim, a proste ramy moralne Supermana, polegające na pomaganiu ludziom w potrzebie, nie zawsze są zgodne z realiami międzynarodowej geopolityki. Atmosfera robi się gorąca, ale tym, co ostatecznie doprowadza Supermana do szału, nie są oskarżenia o nielegalną ingerencję w sprawy obcego państwa. To hashtag #supershit. Naprawdę tego nienawidzi.
Wersja Gunna na temat Ostatniego Syna Kryptonu, pełna rozkoszy i chętna do szybkiego przeskakiwania z jednej barwnej sceny do drugiej, z pewnością nie jest pierwszą, która powstała w erze mediów społecznościowych, ale nigdy wcześniej film o Supermanie nie był tak skupiony na tego typu hashtagach. Mieszkańcy Metropolis są online i publikują posty, a wielu z nich nie jest zbyt miłych. W połowie filmu okazuje się, że to wszystko jest częścią mistrzowskiego planu arcywroga Supermana, Lexa Luthora (Nicholas Hoult): W XXI -wiecznej interpretacji twierdzenia o nieskończonej liczbie małp, technologiczny miliarder ma armię genetycznie zmodyfikowanych naczelnych, podłączonych do komputerów, wpisujących żółć na kontach marionetek 24 godziny na dobę, spamując hashtagami takimi jak #supershit. Celem Luthora jest przytłoczenie Supermana zarówno psychologicznymi, jak i fizycznymi zagrożeniami, ale to wojna kulturowa okazuje się najskuteczniejsza i to ona sprawia, że ucieka do domu, do swojej adopcyjnej mamy i taty.
Kampania oszczerstw Luthora obejmuje wyrwane z kontekstu filmy, które stały się viralami, skradzione nagrania i występy w telewizji kablowej, oskarżające Supermana o „uwodzenie” mieszkańców Ziemi, ponieważ zamierza stać się despotą. Jest to, jak widać, współczesny podręcznik prawicy, do tego stopnia, że nagłówki w telewizji kablowej, którymi się posługuje, by wyśmiewać konserwatywny aparat medialny, są nie do odróżnienia od oryginału. Co więcej, ten sam aparat zaczął już publikować dokładnie takie same nagłówki dotyczące samego filmu.
Niewielu reżyserów blockbusterów zna lepiej tę konkretną machinę oburzenia. Historia drogi Gunna do stanowiska współdyrektora generalnego DC Studios i scenarzysty-reżysera Supermana jest nierozerwalnie związana z czasem, gdy jego kariera została niemal zakończona przez prawicowych wojowników kultury. Kiedy Daily Caller Bena Shapiro i skrajnie prawicowi trolle Jack Posobiec i Mike Cernovich wynurzyli niesmaczne żarty, które Gunn opowiadał w Internecie o pedofilii i napaściach seksualnych — żarty, które wypłynęły na powierzchnię dopiero po tym, jak reżyser odważył się skrytykować prezydenta Donalda Trumpa — Disney natychmiast zwolnił Gunna z jego kolejnego zlecenia dla Marvela, Strażnicy Galaktyki Vol. 3. Gunn, który od dawna był skruszony i szczery w kwestii swojej przeszłości jako radosnego prowokatora, będącej efektem ubocznym jego wczesnej kariery w środowisku tandetnego horroru , natychmiast przeprosił . Wypowiedzi Gunna na temat tego, jak zmienił się jako człowiek, były wiarygodne — a ponowne rozpowszechnianie tweetów było ewidentnie motywowane politycznie. Rok później Marvel ponownie go zatrudnił, ale wcześniej skontaktowali się z nim przedstawiciele Warner Bros., proponując mu wyreżyserowanie filmu DC, Legion Samobójców .
Gunn szczerze mówił o okresie poprzedzającym każdy duży projekt od tamtej pory — w tym w wywiadzie dla Rolling Stone w zeszłym miesiącu, przed Supermanem . W nim przypisuje swoją ciemną noc duszy jako niezbędną, aby móc w ogóle zmierzyć się z Supermanem . „Nie ma wątpliwości, że bez tego doświadczenia, myślę, że nie napisałbym Supermana , którego napisałem” — powiedział Gunn o swoich doświadczeniach związanych ze zwolnieniem z Guardians i ogromie wsparcia, jakie otrzymał później. „Po prostu nie sądzę, żeby tak czysta postać przypadła mi do gustu”.
Podczas gdy Gunn opowiada o tym, jak najgorszy rok w jego życiu pozwolił mu przekształcić się z miłośnika dekonstrukcji i sarkazmu w kogoś, kto z zapałem tworzy mity, trudno patrzeć na Supermana i nie widzieć w nim Gunna celującego w to, co jego zdaniem naprawdę nas boli. Tym, co wyróżnia kampanię oszczerstw Luthora na tle jego innych działań, jest to, jak bezsilna czyni ona jego superpotężnego wroga. Superman nie może wyrazić swojego gniewu ani frustracji, nie wzmacniając ataków Lexa w złej wierze. Jest to równie silne i wyczerpujące, jak każda bryła kryptonitu.
Najlepsze lub najciekawsze filmy franczyzowe wnoszą coś osobistego. Dla Gunna jest to jednocześnie jeden z najbardziej uciążliwych aspektów współczesnej kultury. Jest to osobiste i nadaje obelgę „pretty” rzucaną Supermanowi nieco więcej pazura, ponieważ – w odpowiedzi na kilka infantylnych żartów – jest to również obelga, którą rzucono w stronę Gunna. To zaskakująco drażliwy, złożony problem, osadzony w samym sercu lekkiego filmu komiksowego Gunna – i taki, który wykracza poza sam film, ponieważ felietony, które krążyły w ten weekend, toczą wojnę o to, o czym film Gunna ma być. A dokładniej, o czym nie powinien być: „przebudzony”.
W kontekście filmu „Superman” , omawiana „przebudzenie” wiąże się z twierdzeniem Gunna w „ Timesie” , że bohater filmu jest „imigrantem”, co oznacza, że ci, którzy kwestionują ten fundamentalny fakt, powinni się odczepić. „Chodzi o ludzką dobroć i oczywiście znajdą się idioci, którzy po prostu nie są mili i odbierają to jako obraźliwe tylko dlatego, że chodzi o dobroć” – powiedział reżyser w artykule z 4 lipca. „Ale niech ich diabli wezmą”.
Prawicowe media są zawsze gotowe reagować na wszystko, co ma posmak progresywizmu, ale tak naprawdę reagują na każdego, kto odważy się na konfrontację. A jak na film, który naprawdę opowiada o życzliwości, jak mówi Gunn, jest on również konfrontacyjny w antycypowaniu ataków ze strony prawicy, celowo obsadzając Michaela Iana Blacka w roli Tuckera Carlsona, który siał strach przed statusem Supermana jako kosmity rzekomo dążącego do dominacji.
Rola Gunna w Hollywood jest nietypowa; niewielu filmowców jest jednocześnie współprzewodniczącymi dużego studia. W związku z tym musi on żonglować tym, co chce powiedzieć jako artysta („pieprzyć ich”), z tym, co musi powiedzieć jako biznesmen (weźmy pod uwagę jego mniej konfrontacyjną postawę na premierze Supermana ). Choć jest teraz mądrzejszy i bardziej współczujący, ewidentnie nie jest w stanie uniknąć jakichkolwiek kontrowersji, chyba że całkowicie się zamknie. (Jeszcze na początku tego miesiąca, gdy Gunn został poproszony o omówienie trudności związanych z ignorowaniem kontrowersji w internecie, nieumyślnie wywołał kolejną, miniaturową kontrowersję w sieci ).
Film o Supermanie zawsze będzie budził kontrowersje, ponieważ dla niektórych Superman to wojna kulturowa. W 2006 roku „woke” nie był jeszcze ulubionym tematem konserwatystów, ale, podobnie jak prawie 20 lat później, wściekł się na film o Supermanie. Tej wiosny trasa promocyjna filmu Bryana Singera „Superman: Powrót” była w pełnym toku, a zwiastun zapowiadał… Redaktor naczelny Daily Planet, Perry White (Frank Langella), poprosił swoich reporterów o sprawdzenie, czy długo nieobecny Człowiek ze Stali wciąż reprezentuje „prawdę? Sprawiedliwość? To wszystko?”. Nastąpił szok i publiczne oburzenie , lamentujące nad rzekomym wymazaniem „amerykańskiego stylu”, a także wyważone reakcje na bezczelną rewizję – cytat był nie tyle nachalną przeróbką kanonu, co ujmującym uznaniem zmieniających się czasów. To problem, z którym zmagał się każdy film o Supermanie od czasów Richarda Donnera: jak sprawić, by jego klasyczny wzór bohatera wiarygodnie reagował na zmieniające się czasy.
Przez cały film „Superman” Clark Kent stara się udawać, że żadne z tych plotek do niego nie dociera. Że nie czyta mediów społecznościowych ani nie zwraca uwagi na to, co się mówi. Jest sfrustrowany, że jego lata pracy w ratowaniu życia nie liczą się bardziej, że masy łatwo dają się zwieść kilku wybranym klipom i wybranym tematom do rozmów. Ostatecznie wygrywa, ujawniając inne wątki złoczyńcy, te bardziej konwencjonalne, które oglądamy w filmach o superbohaterach, a które zostają pokonane. Człowiek ze Stali nie potrafi znaleźć sposobu na wygranie wojny kulturowej; po prostu brnie naprzód i ma nadzieję, że robienie tego, co słuszne, wystarczy. Konflikt się nie rozwiązuje. Trwa w tej chwili.