RF Kuang tworzy magię

„Chcę pisać wszystko” – mówi RF Kuang, która w wieku 29 lat opublikowała już pięć powieści. „Mam po prostu za dużo pomysłów i mogę je realizować tylko jeden po drugim”. Jej szósta powieść, Katabasis , która właśnie się ukazała, to powrót do fantasy – gatunku, w którym zadebiutowała w 2018 roku powieścią The Poppy War , pierwszą częścią trylogii. Absolwentka Georgetown, Cambridge i Oxfordu – która obecnie robi doktorat na Yale – krytykowała następnie środowisko akademickie i kolonializm w książce Babel z 2022 roku, osadzonej w magicznej wersji Oksfordu. Na koniec, w 2023 roku, skierowała satyryczne spojrzenie na przemysł wydawniczy w książce Yellowface .
Teraz wróciła na kampus z Katabasis . Akcja rozgrywa się w latach 80. na Uniwersytecie Cambridge i opowiada historię dwójki studentów magii, którzy schodzą do piekła, by uratować swojego zmarłego profesora, jednego z najsłynniejszych magów swoich czasów. „Wciąż mam w zanadrzu więcej książek fantasy” – żartuje Kuang. „Teraz czuję, że mam swobodę eksperymentowania z tym, na co mam ochotę”.
W dalszej części Kuang opowie o swoim podejściu do postaci „złych feministek”, adaptacji filmowej swoich powieści i wyprawach do podziemnego świata.

Teraz 30% zniżki
Może „dziwny” nie jest tak trafny, jak „pobłażliwy”. W poprzednich dziełach fantasy starałem się stworzyć świat wtórny z wyraźnymi odniesieniami historycznymi i zasadami. Grunt pod stopami jest dość stabilny. Ale Katabasis to tak naprawdę świat idei i podobała mi się swoboda w podążaniu za logicznym paradoksem lub filozoficzną zagadką.
Co sprawiło, że zafascynowało cię piekło?Jako dziecko moim największym strachem było uwięzienie w pokoju bez okien i drzwi, prawdziwe uwięzienie we własnym umyśle na wieczność. Myślałem, że nic nie może być gorsze. Chciałem więc zbadać, dlaczego tak bardzo mnie to przerażało.
Istnieją pewne kluczowe podobieństwa, które ludzie dostrzegają między Babel a Katabasis – uniwersyteckie otoczenie, magia, krytyka środowiska akademickiego. Ale są też, oczywiście, istotne różnice. Jak opisałbyś te różnice własnymi słowami?Lubię myśleć o „Babel” i „Katabasis” jako o dwóch częściach mrocznej akademickiej duologii. Nie ma tu ciągłości postaci, fabuły ani niczego innego, ale oba stanowią analizę uniwersytetu i jego problemów – oraz naprawdę dziwnego typu osoby, która mimo wszystko postanawia pozostać w środowisku akademickim. „Babel” to społeczno-historyczne studium roli akademii w przemocy kolonialnej. Zatem przyjmuje szersze, ogólne podejście do niesprawiedliwości strukturalnej, podczas gdy „Katabasis” to znacznie bardziej interpersonalne podejście psychologiczne.
Co przyciąga Cię do postaci kobiecych, których motywacje nie zawsze, a właściwie rzadko, są altruistyczne?Kiedyś interesowały mnie „złe feministki” – postacie, które nie postrzegają siebie jako orędowniczki własnej płci. W „Katabasis” moja główna bohaterka, Alice, jest zabawna, ponieważ urodziła się w pokoleniu, które dorastało w latach 80. i sceptycznie podchodziło do tego, co postrzegało jako „napady złości” lat 70.: palenia staników i marszów kobiet. Alice odpowiada: „Nie jestem taka jak inne dziewczyny”. Oczywiście, to nie działa. To pułapka, z której nie da się uciec.
Skoro mowa o płci, w jaki sposób zmienił się Twój stosunek do tego, co nazwałeś „tożsamością i komodyfikację” od czasu publikacji Yellowface ?Chyba po prostu mam znacznie mniej cierpliwości do leniwych znaczników tożsamości, takich jak publikowanie hashtagów. Rozumiem dobre intencje stojące za czymś takim, jak „Jesteś na mojej liście 10 najlepszych azjatyckich autorów do przeczytania”. Nie będę się na nikogo z tego powodu złościć, ale to już nie są określenia, którymi decyduję się o sobie mówić. Nie sądzę, żeby to, że jestem Amerykaninem chińskiego pochodzenia, było we mnie najciekawsze. Myślę, że jestem interesujący ze względu na to, jak to się przeplata ze wszystkimi innymi moimi doświadczeniami. Ale myślę, że teraz po prostu bardzo opieram się wtłoczeniu w te uproszczone, łatwe kategorie, które nic nie mówią o autorze, którego opisują.
Jeśli możesz, opowiedz mi trochę o procesie pisania książki Katabasis .To chaos. To okropne. Naprawdę chciałbym napisać powieść od początku do końca bez żadnych zmian i mieć pewność co do fabuły i postaci, ale ponieważ pomysły zawsze przychodzą mi do głowy jako pierwsze, a fabuła i postacie są drugorzędne, po prostu podążam za myślami, które wydają mi się ciekawe. Czasami są tak proste, jak na przykład geometria hiperboliczna. Co z nią zrobić?
Z biegiem lat nauczyłam się nie forsować się, żeby pisać zgodnie z konspektem, a zamiast tego podążać za kreatywnością tam, gdzie ona chce. Zaczynam więc od tego dokumentu, który jest kompletnym nonsensem, ale jest pełen entuzjazmu. Zajmuje mi to miesiące. A potem, na końcu, robię krok w tył i pytam: „Jaka jest historia? Jakie są łuki postaci? Jaki jest wątek narracyjny, który spaja to wszystko w całość?”. Następnie przepisuję i zaczynam nadawać mu kształt powieści.
To męczące i oznacza, że całość czyta się fatalnie aż do 10., 15., 20. wersji. To trudne, obrzydliwe, ale to jedyny sposób, w jaki potrafię pisać.
Jak udaje Ci się zachować spokój, skoro tak dużo uwagi poświęcasz tej nowej książce?Musiałem się wycofać i zwiększyć liczbę blokad treści. Jeśli nie mam silnej woli, żeby nie zerkać i nie panikować z powodu percepcji, to moje urządzenia muszą zrobić to za mnie. Uwaga to pułapka. Jeśli jestem tak pochłonięty myśleniem „Jak ludzie to przeczytają?”, to nie pozwala mi to dojść do etapu „Co chcę powiedzieć? Co chcę stworzyć?”.
Trzeba mieć ogromną siłę woli, żeby skupić się na procesie twórczym.W eseju Sally Rooney znajduje się niesamowity cytat zatytułowany „Nawet jeśli mnie pokonasz”. Autorka wspomina w nim swój udział w debatach. Twierdzi, że rywalizacja wiele uczy o innych ludziach, ale „zwycięstwo daje jedynie nowe sposoby postrzegania siebie”. I to mi się podoba. Rozmyślanie o sukcesie i „wygrywaniu” zamyka możliwość ciągłego poznawania świata i poznawania innych ludzi. Myślę, że za każdym razem, gdy ktoś staje się [zbyt] zainteresowany komentowaniem własnej ścieżki życiowej lub tego, jak jest postrzegany, to wtedy pętla się zamyka, a kreatywność zmierza w ślepy zaułek. Bardzo staram się nie myśleć o sobie, bo wtedy uczyłabym się tylko o sobie.
Co możesz nam powiedzieć o swoich trwających adaptacjach telewizyjnych? Jak bardzo jesteś zaangażowany i czy transformacja Twojej pracy jest dla Ciebie przytłaczająca?Jestem tym podekscytowany. Dawno temu postanowiłem, że nie będę próbował sprawować zbyt dużej kontroli twórczej [nad adaptacjami filmowymi], ponieważ to nie moja dziedzina sztuki. Może kiedyś zdecyduję się zająć pisaniem scenariuszy na poważnie, ale jeszcze nie teraz. A ponieważ nie wiem, jak to jest reżyserować, byłoby głupotą próbować to kontrolować.
Dlatego na spotkaniach produkcyjnych i rozmowach z potencjalnymi współpracownikami szukałem czegoś takiego: chcę znaleźć kogoś, komu ufam w wizji, kto ma kreatywne podejście, które uważam za śmiałe i interesujące, a potem chcę mu przekazać pomysł i pozwolić mu go rozwinąć. Powiedziałem wszystkim, że jestem otwarty na duże zmiany w fabule. Serial telewizyjny czy film nie powinien być adaptacją powieści, scena po scenie, bo to byłoby nudne, a powieść już istnieje. Potraktuj to więc jako punkt wyjścia i stwórz coś nowego.
Nad czym będziesz pracować dalej?Aktualnie próbuję dokończyć szkic mojej siódmej książki. Akcja rozgrywa się w Tajpej i traktuje o języku, żałobie i dojrzewaniu.
Wywiad został zredagowany i skrócony w celu zwiększenia przejrzystości.
Pewna wersja historii ukaże się w numerze ELLE z lata 2025 r.
elle